![]() |
Źródło: http://pearcehoskinson.com/tag/discworld/ |
A potem nie było już nic, jedynie ruiny lasu i dryfująca wolno z wiatrem chmura kurzu na horyzoncie. I siedząca na nierównym, omszałym kamieniu milowym czarna i obszarpana postać. Był to ten, którego niesłusznie się przeklina, który budzi lęk i trwogę, ale który jest jedynym przyjacielem nędzarza i najlepszym lekarzem śmiertelnie rannego.
Terry Pratchett, "Kolor magii"
Ludzie od zawsze bali się śmierci. Na przestrzeni wieków uczynili
z niej wielką nieobecną swojego życia, spychając poza margines
jak niechcianą starą szafę, którą trzyma się w domu tylko
dlatego, że nie ma gdzie jej wyrzucić. Łudzą się, że któregoś
dnia po prostu zniknie, przestając być tą rysą na idealnym
wizerunku mieszkania, a tymczasem ona tam trwa, niewzruszona na
przekleństwa i utyskiwania domowników. Jak moglibyśmy zresztą
tolerować istnienie czegoś, co odbiera nam bliskich i nieodmiennie
występuje w naszych największych koszmarach?
Leszek Lęba w swoich rozważaniach Drogi Krzyżowej napisał, że w
naszym życiu nie ma miejsca na Tajemnicę. To prawda. Jesteśmy
zabiegani, gonimy za szczęściem i spełnieniem, karierą, uczuciem.
Nieustannie powtarzamy sobie, że zostaliśmy stworzeni po to, by
poszukiwać przyjemności i unikać cierpienia. Wolimy nie
zastanawiać się zbytnio nad istnieniem świata metafizycznego
wolimy skupiać się na sprawach doczesnych, łudząc się, że im
więcej bogactw tego świata uda nam się zaskarbić dla siebie, tym
większe szczęście uda nam się osiągnąć. Zresztą właśnie
taki model życia podpowiadają nam kolorowe czasopisma, seriale i
komedie romantyczne. Dzięki nim wiemy, że człowiekiem spełnionym
jest tylko ktoś, kto używa życia, posiada atrakcyjnego partnera,
ma dobrą pracę, dużo pieniędzy i czasu na przyjemności. Myśl o
tym, że kiedyś moglibyśmy stracić możliwość dążenia do tych
doczesnych wartości, sprawia, że ogarnia jest poczucie zagubienia,
smutek, poczucie winy. Zupełnie niepotrzebnie.
Ludzie boją się tego, czego nie znają. Nie znamy śmierci. Nie
wiemy, czy coś na nas czeka, kiedy umrzemy. Całkiem wygodnie jest
nam odrzucać Boga i Jego Przykazania, ale jednocześnie myśl o tym,
że wraz z chwilą śmierci wszystko się skończy, budzi w nas
pewien niepokój. Być może kiedyś zastanawiałeś się nad tym, co
by było, gdyby Bóg naprawdę istniał i wszystkie słowa zawarte w
Biblii okazałyby się prawdą. Sam przyznasz, że sytuacja nie
byłaby zbyt godna pozazdroszczenia, w końcu księża na ambonie
jasno wyrażają się na temat wiecznego potępienia dla tych, którzy
odrzucili Boga. I może nawet czasami myśląc w perspektywie
wieczności korci Cię, by poznać chrześcijaństwo bliżej, ale
jednocześnie znasz jego naukę na tyle, by wiedzieć, że nie
będziesz w stanie porzucić dotychczasowych przyzwyczajeń i stylu
życia. Dlatego nie chcesz rozmyślać zbyt wiele na temat religii,
Boga, nieba czy piekła. Tak jest bezpieczniej.
Nie dziwię się ludziom, którzy nie wierzą. Mnie również
przygnębiałaby świadomość, że po śmierci nie zostanie ze mnie
nic oprócz kupki kości, że wszystko wtedy się zakończy i
odejdzie w niebyt. To całkiem logiczne. Problem w tym, że jest to
rozumowanie fałszywe. Gdyby zapytać o zdanie ludzi, którzy
dostąpili łaski uchylenia rąbka tajemnicy, wiedzielibyśmy, że
śmierć nie jest końcem, a tak naprawdę początkiem naszego życia,
które jest wieczne. Taką osobą jest między innymi doktor Gloria
Polo, która została rażona piorunem i przeżyła śmierć
kliniczną. Pomimo tego, że za życia była osobą niewierzącą (a
dokładniej praktykującą niewierzącą), po śmierci widziała
niebo, piekło i czyściec, miała również okazję do porozmawiania
sobie z Bogiem na temat ludzi, którzy boją się śmierci. Doznała
również niezwykłej łaski uzdrowienia (jej ciało było całkowicie
zwęglone, łącznie z organami wewnętrznymi, obecnie wszystkie
tkanki są już zregenerowane, a organy powróciły do sprawnej
pracy) i dzisiaj daje świadectwo, niosąc nadzieję niezliczonej
ilości ludzi.
Śmierci nie należy się bać. Jeżeli uświadomimy sobie, że
ukochana osoba wcale nie umarła, a narodziła się na nowo w innym
wymiarze, pozostawiając tutaj na ziemi swoje choroby i cierpienia,
to jej odejście może napełnić nas pokojem. Przecież nasza
rozłąka jest chwilowa i kiedyś ponownie się spotkamy. Przyznam
szczerze, że nasza kultura niejako wymusza na nas żałobę po
utracie najbliższych, zupełnie niepotrzebnie. Ktoś mógłby
powiedzieć wprawdzie: „No tak, ale jeśli istnieje niebo, to
osoba, która była za życia złym człowiekiem i odrzucała Boga,
raczej do niego nie pójdzie. Jak tu się cieszyć?”. Prawda jest
taka, że duszy po śmierci możemy pomóc zawsze. Zawsze. Choćby
modlitwą i postem. Nie bez powodu często modlimy się w kościele
za dusze cierpiące w czyśćcu.
W naszej kulturze wiele mówi się na temat przewodników
odprowadzających dusze zmarłych do zaświatów. W cyklu świętej
pamięci Terry'ego Pratchetta taką rolę pełnił Śmierć
przedstawiony jako tradycyjny wizerunek szkieletu z kosą. Nie bez
powodu wydaje nam się, że po śmierci ktoś powinien do nas
„przyjść”. W końcu znajdziemy się w zupełnie innej
rzeczywistości, stąd oczekujemy poczucia zagubienia. Myślę też,
że człowiek w takiej chwili po prostu nie chce być sam. I nie jest
sam. Po śmierci nie stajemy się zawieszeni w próżni, ale trafiamy
pod czułą opiekę swojego Anioła Stróża i naszych świętych
patronów. Dopiero później trafiamy pod skrzydła Michała
Archanioła, który prowadzi dusze zmarłych na Sąd. Zdarza się
jednak, że przewodnikami pozostają również istoty żyjące tutaj,
na ziemi. Jedną z nich jest kot Oskar, mieszkaniec domu spokojnej
starości Steere House w Nowej Anglii. Pensjonariuszami są zazwyczaj
starsze osoby w głębokim stopniu demencji, niezdolne do
zakomunikowania opiekunom swoich potrzeb. Brak kontaktu z chorym
wcale nie przeszkadza Oskarowi, który przed śmiercią
pensjonariusza kładzie się na jego łóżku i czuwa przez kilka
godzin, schodząc z niego dopiero, kiedy umierający wyda ostatnie
tchnienie. Oskar na co dzień stroni od ludzi i zdecydowanie nie jest
typem uroczego pieszczocha. Posiada jednak niezwykłą potrzebę
kontaktu z człowiekiem, który odchodzi z tego świata. W licznych
relacjach rodziny chorych podkreślają, że obecność Oskara
przynosi ukojenie również osobom towarzyszącym odchodzeniu
ukochanej babci, mamy czy męża. Więcej na jego temat możecie
przeczytać w książce „Oskar. Kot, który przeczuwa śmierć”
autorstwa Davida Dosy – jednego z lekarzy pracujących w Steere
House.
![]() |
Źródło: http://www.steerehouse.org/shoscar_landing |
Przeżywane przez nad niedawno Święta Wielkiej Nocy nieustannie
przypominają nam o tym, że śmierć nie jest wcale końcem
wszystkiego, a okazją do ponownego narodzenia się. I to właśnie
ta świadomość powinna sprawiać, byśmy przestali bać się
śmierci i nabrali odwagi, by... żyć.
Biały Lis
Bardzo ciekawie piszesz, widać, że Twoje refleksje są przemyślane. Ja jestem niewierząca, mam poglądy z pogranicza ateistyczno - agnostycznych, zresztą nie lubię się szufladkować.
OdpowiedzUsuńChętnie poczytam Twoje posty, by czasem podyskutować, czasem tylko zobaczyć, jaki jest świat w oczach wierzącej osoby (prawdziwie wierzącej). Tylko bez zbędnego nawracania mnie, proszę :)
Co do śmierci - mi osobiście podoba się pogląd Sokratesa - nie należy bać się śmierci, tylko bardziej podchodzić do niej z ciekawością, cóż jest po drugiej stronie. Sama nie czuję strachu, bo po cóż, i tak tego nie uniknę, aczkolwiek mogę snuć wyobrażenia, czy rozpłynę się w nicości, czy może stanę się czymś zupełnie innych, bytem niematerialnym (choć raczej nie w idei "Królestwa Bożego"). Śmierć jest intrygująca.
Ps. Gdybyś mógł, dodaj możliwość "obserwowania bloga", wtedy ludzie będą mogłi być na bieżąco, bo najnowsze wpisy będa im wyskakiwać na stronie głównej bloggera :)
OdpowiedzUsuń