wtorek, 7 kwietnia 2015

1. Ciepło, cieplej... śmierć.

Źródło: http://pearcehoskinson.com/tag/discworld/

A potem nie było już nic, jedynie ruiny lasu i dryfująca wolno z wiatrem chmura kurzu na horyzoncie. I siedząca na nierównym, omszałym kamieniu milowym czarna i obszarpana postać. Był to ten, którego niesłusznie się przeklina, który budzi lęk i trwogę, ale który jest jedynym przyjacielem nędzarza i najlepszym lekarzem śmiertelnie rannego.

Terry Pratchett, "Kolor magii"


 Ludzie od zawsze bali się śmierci. Na przestrzeni wieków uczynili z niej wielką nieobecną swojego życia, spychając poza margines jak niechcianą starą szafę, którą trzyma się w domu tylko dlatego, że nie ma gdzie jej wyrzucić. Łudzą się, że któregoś dnia po prostu zniknie, przestając być tą rysą na idealnym wizerunku mieszkania, a tymczasem ona tam trwa, niewzruszona na przekleństwa i utyskiwania domowników. Jak moglibyśmy zresztą tolerować istnienie czegoś, co odbiera nam bliskich i nieodmiennie występuje w naszych największych koszmarach?

Leszek Lęba w swoich rozważaniach Drogi Krzyżowej napisał, że w naszym życiu nie ma miejsca na Tajemnicę. To prawda. Jesteśmy zabiegani, gonimy za szczęściem i spełnieniem, karierą, uczuciem. Nieustannie powtarzamy sobie, że zostaliśmy stworzeni po to, by poszukiwać przyjemności i unikać cierpienia. Wolimy nie zastanawiać się zbytnio nad istnieniem świata metafizycznego wolimy skupiać się na sprawach doczesnych, łudząc się, że im więcej bogactw tego świata uda nam się zaskarbić dla siebie, tym większe szczęście uda nam się osiągnąć. Zresztą właśnie taki model życia podpowiadają nam kolorowe czasopisma, seriale i komedie romantyczne. Dzięki nim wiemy, że człowiekiem spełnionym jest tylko ktoś, kto używa życia, posiada atrakcyjnego partnera, ma dobrą pracę, dużo pieniędzy i czasu na przyjemności. Myśl o tym, że kiedyś moglibyśmy stracić możliwość dążenia do tych doczesnych wartości, sprawia, że ogarnia jest poczucie zagubienia, smutek, poczucie winy. Zupełnie niepotrzebnie.

Ludzie boją się tego, czego nie znają. Nie znamy śmierci. Nie wiemy, czy coś na nas czeka, kiedy umrzemy. Całkiem wygodnie jest nam odrzucać Boga i Jego Przykazania, ale jednocześnie myśl o tym, że wraz z chwilą śmierci wszystko się skończy, budzi w nas pewien niepokój. Być może kiedyś zastanawiałeś się nad tym, co by było, gdyby Bóg naprawdę istniał i wszystkie słowa zawarte w Biblii okazałyby się prawdą. Sam przyznasz, że sytuacja nie byłaby zbyt godna pozazdroszczenia, w końcu księża na ambonie jasno wyrażają się na temat wiecznego potępienia dla tych, którzy odrzucili Boga. I może nawet czasami myśląc w perspektywie wieczności korci Cię, by poznać chrześcijaństwo bliżej, ale jednocześnie znasz jego naukę na tyle, by wiedzieć, że nie będziesz w stanie porzucić dotychczasowych przyzwyczajeń i stylu życia. Dlatego nie chcesz rozmyślać zbyt wiele na temat religii, Boga, nieba czy piekła. Tak jest bezpieczniej.

Nie dziwię się ludziom, którzy nie wierzą. Mnie również przygnębiałaby świadomość, że po śmierci nie zostanie ze mnie nic oprócz kupki kości, że wszystko wtedy się zakończy i odejdzie w niebyt. To całkiem logiczne. Problem w tym, że jest to rozumowanie fałszywe. Gdyby zapytać o zdanie ludzi, którzy dostąpili łaski uchylenia rąbka tajemnicy, wiedzielibyśmy, że śmierć nie jest końcem, a tak naprawdę początkiem naszego życia, które jest wieczne. Taką osobą jest między innymi doktor Gloria Polo, która została rażona piorunem i przeżyła śmierć kliniczną. Pomimo tego, że za życia była osobą niewierzącą (a dokładniej praktykującą niewierzącą), po śmierci widziała niebo, piekło i czyściec, miała również okazję do porozmawiania sobie z Bogiem na temat ludzi, którzy boją się śmierci. Doznała również niezwykłej łaski uzdrowienia (jej ciało było całkowicie zwęglone, łącznie z organami wewnętrznymi, obecnie wszystkie tkanki są już zregenerowane, a organy powróciły do sprawnej pracy) i dzisiaj daje świadectwo, niosąc nadzieję niezliczonej ilości ludzi.

Śmierci nie należy się bać. Jeżeli uświadomimy sobie, że ukochana osoba wcale nie umarła, a narodziła się na nowo w innym wymiarze, pozostawiając tutaj na ziemi swoje choroby i cierpienia, to jej odejście może napełnić nas pokojem. Przecież nasza rozłąka jest chwilowa i kiedyś ponownie się spotkamy. Przyznam szczerze, że nasza kultura niejako wymusza na nas żałobę po utracie najbliższych, zupełnie niepotrzebnie. Ktoś mógłby powiedzieć wprawdzie: „No tak, ale jeśli istnieje niebo, to osoba, która była za życia złym człowiekiem i odrzucała Boga, raczej do niego nie pójdzie. Jak tu się cieszyć?”. Prawda jest taka, że duszy po śmierci możemy pomóc zawsze. Zawsze. Choćby modlitwą i postem. Nie bez powodu często modlimy się w kościele za dusze cierpiące w czyśćcu.

W naszej kulturze wiele mówi się na temat przewodników odprowadzających dusze zmarłych do zaświatów. W cyklu świętej pamięci Terry'ego Pratchetta taką rolę pełnił Śmierć przedstawiony jako tradycyjny wizerunek szkieletu z kosą. Nie bez powodu wydaje nam się, że po śmierci ktoś powinien do nas „przyjść”. W końcu znajdziemy się w zupełnie innej rzeczywistości, stąd oczekujemy poczucia zagubienia. Myślę też, że człowiek w takiej chwili po prostu nie chce być sam. I nie jest sam. Po śmierci nie stajemy się zawieszeni w próżni, ale trafiamy pod czułą opiekę swojego Anioła Stróża i naszych świętych patronów. Dopiero później trafiamy pod skrzydła Michała Archanioła, który prowadzi dusze zmarłych na Sąd. Zdarza się jednak, że przewodnikami pozostają również istoty żyjące tutaj, na ziemi. Jedną z nich jest kot Oskar, mieszkaniec domu spokojnej starości Steere House w Nowej Anglii. Pensjonariuszami są zazwyczaj starsze osoby w głębokim stopniu demencji, niezdolne do zakomunikowania opiekunom swoich potrzeb. Brak kontaktu z chorym wcale nie przeszkadza Oskarowi, który przed śmiercią pensjonariusza kładzie się na jego łóżku i czuwa przez kilka godzin, schodząc z niego dopiero, kiedy umierający wyda ostatnie tchnienie. Oskar na co dzień stroni od ludzi i zdecydowanie nie jest typem uroczego pieszczocha. Posiada jednak niezwykłą potrzebę kontaktu z człowiekiem, który odchodzi z tego świata. W licznych relacjach rodziny chorych podkreślają, że obecność Oskara przynosi ukojenie również osobom towarzyszącym odchodzeniu ukochanej babci, mamy czy męża. Więcej na jego temat możecie przeczytać w książce „Oskar. Kot, który przeczuwa śmierć” autorstwa Davida Dosy – jednego z lekarzy pracujących w Steere House.

Źródło: http://www.steerehouse.org/shoscar_landing

Przeżywane przez nad niedawno Święta Wielkiej Nocy nieustannie przypominają nam o tym, że śmierć nie jest wcale końcem wszystkiego, a okazją do ponownego narodzenia się. I to właśnie ta świadomość powinna sprawiać, byśmy przestali bać się śmierci i nabrali odwagi, by... żyć.


Biały Lis

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie piszesz, widać, że Twoje refleksje są przemyślane. Ja jestem niewierząca, mam poglądy z pogranicza ateistyczno - agnostycznych, zresztą nie lubię się szufladkować.
    Chętnie poczytam Twoje posty, by czasem podyskutować, czasem tylko zobaczyć, jaki jest świat w oczach wierzącej osoby (prawdziwie wierzącej). Tylko bez zbędnego nawracania mnie, proszę :)

    Co do śmierci - mi osobiście podoba się pogląd Sokratesa - nie należy bać się śmierci, tylko bardziej podchodzić do niej z ciekawością, cóż jest po drugiej stronie. Sama nie czuję strachu, bo po cóż, i tak tego nie uniknę, aczkolwiek mogę snuć wyobrażenia, czy rozpłynę się w nicości, czy może stanę się czymś zupełnie innych, bytem niematerialnym (choć raczej nie w idei "Królestwa Bożego"). Śmierć jest intrygująca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ps. Gdybyś mógł, dodaj możliwość "obserwowania bloga", wtedy ludzie będą mogłi być na bieżąco, bo najnowsze wpisy będa im wyskakiwać na stronie głównej bloggera :)

    OdpowiedzUsuń